niedziela, 16 października 2011

PROLOG

 Wiatr poderwał w górę aksamitne zasłony i strzępy pergaminów wyściełających podłogę w obszernej komnacie. Fioletowowłosa kobieta zatrzasnęła okno z cichym przekleństwem. Jednym machnięciem smukłej dłoni zapaliła zgaszone przez wiatr świece.
 W nogach łoża stał duży kufer. Przykucnęła przy nim i pospiesznie zaczęła wyrzucać jego zawartość na posłanie. Biała skotłowana pościel szybko znikła pod wielobarwnym deszczem szat. Gdy kufer był już niemal pusty, kobieta wyciągnęła z niego błękitną podróżna suknię haftowaną w złote ważki. Jedwab  przyozdobiony koronkami zaszeleścił przyjemnie, gdy zakładała ją trzęsącymi dłońmi zapinając haftki na plecach. Przygładzając materiał westchnęła z rezygnacją. Żadne z jej ubrań nie było na tyle wygodne, by usprawnić działanie  planu.
 Z kufra wydobyła kilka ksiąg, które po pieczołowitym obwinięciu w szal  wcisnęła do wypchanej torby.
 Czas naglił, a ona wciąż nie była gotowa. Potykając się o skłębione szaty i porozrzucane książki podbiegła do stojącej w kącie toaletki. Opróżniła szuflady i złotą szkatułę. Dębowy blat pokryło błyszczące złoto i srebro; w plątaninie naszyjników, bransolet i kolczyków zalśniły drogie kamienie. Skarb szybko zniknął we wnętrzu szkarłatnego woreczka. Mogła zostawić stroje, księgi i inne nic nie warte bibeloty, ale biżuterii – nigdy!
Za oknem rozległ się szum wielkich skrzydeł.
Skamieniała.
Dobrze znała ten dźwięk.
Powoli, pełna najgorszych obaw odwróciła głowę w stronę okna. Na błękitnym niebie czernił się jakiś punkt. Przełknęła ślinę. Punkt rósł z każdą chwilą. Zagarnęła z toaletki resztę swojego skarbu i wrzuciła woreczek do torby. Czuła w żołądku niemiły ucisk niepokoju.
Z chaotycznej masy na łożu wygrzebała szeroki skórzany pas, którym opasała  okrągłe biodra. Ze strachu jej oddech stał się szybki i płytki, dłonie zaczęły się pocić, przez co pakowanie stało się trudniejsze. Szum narastał, paraliżował jej umysł i mącił myśli. A ona wciąż tkwiła w swojej komnacie, mimo iż powinna być już daleko stąd.
Czując ciężar torby na ramieniu i chłód jedwabnej peleryny na karku, kobieta nie mogła pozbyć się uczucia, że o czymś zapomniała.
Obrzuciła wzrokiem komnatę. Jej spojrzenie zatrzymało się na moment na łożu. Nagle sobie przypomniała. Miecz! Cholerny miecz!
Wspięła się na wezgłowie łoża i trzymając się spiralnej kolumienki wodziła ręką po zakurzonym płótnie. Znalazłszy podłużny przedmiot, złapała go mocno i zeskoczyła. Parszywy pech chciał, że potknęła się. Ratując się przed upadkiem złapała za okienne zasłony. Pod jej ciężarem materiał pękł i kobieta z hukiem runęła na podłogę ginąc w fałdach aksamitu. Z wściekłością rozdarła tkaninę i wyczołgała się spod niej. Poczochrane włosy właziły jej do oczu i ust. Ze złością odgarnęła je do tyłu i rzuciła się do toaletki.
Stała tam karafka z czerwonym płynem. Najwyższej jakości czerwonym winem z L’oun. Kilka łyków rozluźniło  ściśnięte gardło. Spojrzała w lustro.
 Jej owalna twarz była bardzo blada, fioletowe włosy poplątane. Ładne kształtne usta miała zaciśnięte tak mocno, że tworzyły prostą linię, a w żółtych oczach strach mieszał się z determinacją.
Z oddali dobiegł stłumimy huk.
 Zadrżała i zacisnęła powieki.
 Oznaczało to, iż konfrontację będzie nieunikniona. Nie uda jej się zniknąć niezauważonej. Złapała torbę i płaszcz i wybiegła z komnaty. Przemierzając dobrze znane korytarze przeklinała niewygodne buty. Zbiegła po szerokich schodach prowadzących z halu do mieszkalnej części pałacu. Kilkoma długimi susami przemierzyła hal i wypadła przez uchylone zdobione płaskorzeźbą drzwi na ogromny wyłożony kamiennymi  płytami dziedziniec.
W cieniu fontanny będącej centrum dziedzińca stał mężczyzna. Kobieta zadrżał i stłumiła w sobie chęć ucieczki.
Nie dam się tak łatwo! Postawiła torbę i przypięła miecz do pasa. Wiedziała, że jej nie przepuści. W walce też nie miała dużych szans, ale zawsze zdobędzie te kilka minut na obmyślenie lepszego planu ucieczki.  Na drżących nogach zrobiła kilka kroków w przód.
Mężczyzna wyszedł z cienia. Był wysoki i postawny, mimo iż nie był już młodzieńcem. Stanął w lekkim rozkroku i założył ręce na szerokiej piersi. Poruszał długim łuskowatym ogonem niczym rozeźlony kot.
 Miał włosy tego samego koloru co ona, związane na karku w koński ogon. Kwadratową szczękę i wydatny podbródek pokrywała gęsta broda. Wysokie czoło przecięte dwiema głębokimi zmarszczkami zdobiła srebrna opaska z rubinowym smokiem.
- Witaj moja po stokroć przeklęta córko, wybierasz się dokądś, widzę? – powiedział jadowitym szeptem.
Przeszył  ją dreszcz.
- Dobrze widzisz najukochańszy ojczulku - odparła ironicznie lekko drżącym głosem. Ciemnozielone, lodowate oczy  ojca przewiercały ją na wylot. Nienawidziła tego. Gdy tak na nią  patrzył wiedziała, że nic się przed nim nie ukryje.
- A dokąd to się wybierasz w takim pośpiechu? – zapytał podchodząc bliżej.
- Hmm. Zastanówmy się. Pewnie byłe dalej od ciebie.
 - I tak bez pożegnania. Nieładnie. Moja mała wiedźmo. Bardzo nieładnie – mówił wolno , akcentując każdą sylabę.
Kobieta trzęsła się ze strachu.
Nie ucieknę przed nim. Teraz już nie ucieknę!
Było to raczej stwierdzenie niż postanowienie. Mężczyzna staną kilka kroków przed nią. W jego oczach kipiała pogarda i wściekłość.
- Myślałaś mała suko, że po tym wszystkim co zrobiłaś, tak po prostu uciekniesz? To źle myślałaś!– syknął przez zaciśnięte zęby – Wyjaśnij mi jakim cudem wychowałem taką żmiję na własnym łonie!? Taką małą podstępną jaszczureczkę, która myślała, że jej występki nie wyjdą na jaw ! Wytłumacz mi to! – rykną jej prosto w twarz.
Zakręciło jej się w głowie ze strachu. Machinalnie zacisnęła dłoń na rękojeści miecza. Gotowa do ataku.
- Nie mam ci czego wyjaśniać ojcze – odpowiedziała,
Błąd. Mężczyzna korzystając z chwili nieuwagi wymierzył jej potężny policzek. Zatoczyła się i upadła potykając o skraj sukni i własny ogon. Ojciec zawisł nad nią jak drapieżny ptak gotowy do ataku.
- Jesteś zu
chwała i krnąbrna, przeklęta wiedźmo. Miałem co do ciebie takie wielkie plany! Jako jedyna spośród swojego rodzeństwa wykazywałaś cechy, godne przyszłej władczyni! Dlaczego? Powiedz mi! Dlaczego mnie zdradziłaś!? – złapał ją za suknię ma piersi i podniósł – Dlaczego!? – powtarzał, potrząsając nią.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? Dlatego, że jesteś mordercą! Miałabym zostać twoją następczynią? Nigdy! -  krzyknęła łamiącym się głosem. Mężczyzna puścił ją. Zacisnął dłonie w pięści.
- To jest polityka, idiotko, nigdy tego nie zrozumiesz, bo nie chciałaś poznać historii własnego kraju. Nie zmienia to jednak faktu, że jesteś zdrajczynią! Hańbą na honorze naszego znakomitego rodu! Hańbą na moim honorze!
-Właśnie odkryłem, że knułaś za moimi plecami! Pomagałaś rebeliantom! Ba! Ty nimi nawet przewodziłaś! Kradłaś jak pospolita złodziejka! Na dodatek jak zwykła dziwka uwiodłaś mojego generała! Taki wstyd! Cały dwór aż huczy!
 Nie mogła powstrzymać bezczelnego uśmiechu. Ojciec mówił prawdę, to wszystko były jej zasługi. Nie ukrywała nawet, że jest z nich dumna. Przez wiele lat grała mu na nosie z niewyobrażalną radością obserwując jak się skręca z bezradności.
- I z czego się tak cieszysz, suko!? Wiesz jaka jest za to kara? Śmierć! Niech stracę, zdążę jeszcze wychować godnego następcę. Zabiję cię własnoręcznie! Nie jesteś już moją córką! Wyrzekam się ciebie! Gdy z tobą skończę będziesz tylko haniebnym cieniem mącącym blask mojego rodu!
- W końcu wszyscy o tym zapomną. – powiedział już spokojniej.
 Dobył miecza.
- Piękna przemowa, tatku. Nie ma co. Tylu komplementów co dziś, jeszcze nigdy od ciebie nie słyszałam. Starzejesz się. Powiem ci jedno - niczego nie żałuję. Z radością zrobiłabym to jeszcze raz – odrzekła, uśmiechając się zuchwale – odrzekła uśmiechając się zuchwale. Adrenalina stłumiła strach. Nawet policzek nie bolał tak bardzo – Myślisz, że tak łatwo dam się zabić? – zapytała, dobywając miecza.
- Jesteś tylko kobietą, droga córko. Co możesz mi zrobić? – zakpił.
Uśmiechnęła się i skoczyła na niego.
Tak jak się spodziewała z łatwością odparł jej atak. Odskoczyła w zgrabnym piruecie. Zamierzała grać na czas. Ojciec zapewne chciał to szybko zakończyć, ponieważ uderzył z taką siłą, że poczuła cios aż w łopatkach. Był wyśmienitym szermierzem niewielu odważyło się krzyżować z nim miecz. Unikając kolejnego ciosu kobieta wykonała popisowy półobrót, blokując szybkie cięcie ojca kilka centymetrów przed piersią. Zmrużył ze wściekłości oczy. Odpowiedziała mu aroganckim uśmiechem. 
- Mówiłam tatku, że nie dam się tak łatwo zabić.
- Gdzie żeś się tego nauczyła? – syknął.
- Twój generał ma wiele talentów. Jest także świetnym nauczycielem. Nie rozumiem czemu go tak nisko cenisz, tatulku.
 Gniewnie zmarszczył brwi i zaatakował. Zachichotała wrednie, uskoczyła i ruszyła biegiem w stronę bramy. Ryknął wściekle i ruszył  za nią. Zaślepiony złością nawet nie zauważył jak zerwała z szyi delikatny łańcuszek i ścisnęła szafirową przewieszkę w dłoni. 
Zacisnęła powieki, by przypomnieć sobie formułę zaklęcia. Ułożyła je specjalnie na tę okazję.
Eksplozja wstrząsnęła posadami zamku. W powietrze wzbiły się chmury pyłu, a na dziedziniec spadł grad kamiennych odłamków.
Szybko schowała miecz do pochwy, złapała torbę, a otwartą dłonią nakreśliła przed sobą duży okrąg. Wskoczyła w lśniący pierścień, czując jak gorące łzy spływają jej po policzkach.

środa, 12 października 2011

Wielkie otwarcie!

Witam na moim blogu!
W najbliższym czasie pojawi sie na nim moje opowiadanie, które bardzo długo czekało w przysłowiowej "szufladzie" na publikację. O czym ono bedzie nie zdradzę, wszystko wyniknie z treści :) Na blogu zamierzam umieszczać rówież swoje prace plastyczne, koncepty postaci, czy wytrwale ćwiczone ilustracje do opowiadania :)